[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sam wytarła płynące ze śmiechu łzy.
- Nie jestem niebezpieczną dla otoczenia kryminalistką. Podróżuję
sama, więc broń może mi się przydać.
- Doktor powinien mi to powiedzieć, zamiast narażać na takie
niespodzianki. Mogłam mieć atak apopleksji. Znalezć coś takiego w moim
wieku...
- Jeśli ktoś w twoim wieku może jezdzić na motorowerze, to równie
dobrze może znieść widok broni.
Ethel Erma milczała, nie przyzwyczajona do szczerości Sam.
Dziewczyna przyszła jej z pomocą.
- W moim życiu jest coś, co ma związek z rewolwerem. Nie chcę
jednak o tym mówić, tak jak ty nie chcesz się przyznać, jaką radość sprawia
ci jeżdżenie na motorowerze.
- Nie sprawia mi żadnej radości.
56
RS
- I owszem. Widziałam rano twoją twarz. Ale jeśli chcesz to ukryć, to
twoja sprawa. - Sam złożyła ręce w błagalnym geście. - Ethel Erma,
spędzimy razem resztę tygodnia. Mogłybyśmy spróbować się zrozumieć. Ja
lubię archeologię i sadzenie kwiatów. Ty masz swój motorower. Obie mamy
czasami zwariowane podejście do życia. To, że jesteś gospodynią i masz
trochę więcej lat niż nastolatka, wcale nie znaczy, że nie możesz szaleć na
Yamaha 400. A to, że ja noszę rewolwer... - Sam przerwała, wzruszając
ramionami. -Nie widzę powodu, żeby nam ze sobą nie było dobrze.
Twarz Ethel Ermy rozbłysła podnieceniem.
- Jak tylko uwinę się z naczyniami, pokażę ci jak się robi biszkopty.
Sam rozpromieniła się.
- Przysuń taboret do zlewu, pomogę ci wycierać. Ethel Erma
przysunęła taboret i przyprowadziła Sam.
Dziewczyna zabrała się do wycierania z takim entuzjazmem, z jakim
sadziła kwiaty.
- Nie robiłam tego od lat. W dzieciństwie walczyłam z siostrami i
braćmi o to, kto ma zmywać, a kto wycierać. Wszyscy chcieliśmy zmywać,
żeby bawić się bańkami mydlanymi. Dlaczego John nie ma zmywarki?
- Doktor Peters mówi, że John lubi same proste rzeczy. Był już tutaj
sześć tygodni, zanim kupił telewizor. Wyobraz sobie. - Ethel Erma
uśmiechnęła się. - Doktor Peters to moja wyrocznia. On podsłuchuje. Wie
więcej niż ktokolwiek w całym hrabstwie Lee.
- No to jestem w domu. Wreszcie dowiem się czegoś o Johnie Rileyu.
- Jesteś taka, jak te wszystkie jego wielbicielki, bez wstydu. A ma ich
tyle, że starczyłoby na drogę do Montachie i z powrotem, gdybyś je tam,
jedna za drugą, ustawiła.
57
RS
Sam wyprostowała się z godnością.
- To nie jest tak, jak myślisz. Nie jestem wielbicielką Johna Rileya.
Lubię go, oczywiście. Tylko że... Och, niech to diabli. - Przycisnęła ręce do
rozpalonych policzków. - On jest moim przyjacielem i wiem, że coś go
dręczy. Gdybym o nim więcej wiedziała, może bym mu pomogła.
- I tak bym ci powiedziała, nie musisz przeklinać.
- To dlatego, że jestem tak przejęta.
Ethel Erma wstawiła czyste naczynia do kredensu i wyłożyła na stół
produkty do ciasta.
- Mogłoby być gorzej. Niektórzy ludzie palą, jednego papierosa za
drugim. Okropny nałóg. Założę się, że ich płuca wyglądają jak komin od
środka. Wez starego Whitakera...
- Ethel Erma!
- Co?
- Miałaś mówić o Johnie Rileyu.
Ethel Erma wsypała mąkę do dużego naczynia.
- Pierwsze co robisz, to przesiewasz mąkę. To ważne, jeżeli chcesz,
żeby biszkopty były lekkie.
- Więc co z Johnem? - Sam energicznie potrząsała sitem.
- Jak wiesz, on na farmie hoduje świnie. To wygląda trochę inaczej,
niż uprawianie ziemi. Tam farmer jest cały czas zajęty, obserwuje pogodę,
dogląda zbiorów i takie tam inne rzeczy. - Przerwała relację, żeby dołożyć
do ciasta trochę tłuszczu. - Teraz rozetrzyj, ale dokładnie. Nie rób za szybko,
bo to nie wyścigi, to pieczenie biszkoptów.
Sam zrobiła, co jej kazano.
- Powiedz mi więcej o farmie, Johna.
58
RS
- Dobrze. Jak powiedziałam, John zajmuje się tym od roku. Chyba
wiedział, po co tu przyjechał. Dzierżawi pole, kontraktuje kukurydzę. Ma
nadzorcę, Dillarda Perkinsa. Ten to prawdziwy samotnik. Nie zobaczysz go
nigdzie, chyba że wybierzesz się do chlewu. Oczywiście, przy takiej robocie
trzeba więcej mężczyzn. Dillard ma ich coś koło tuzina.
- Nie widziałam tu żywej duszy, poza Johnem.
- I nie zobaczysz. Chodzą inną drogą. A Dillard ma domek z drugiej
strony farmy. - Zamachała rękami, widząc, że Sam zapomniała o cieście i
siedzi podparta. - Na Boga, dziewczyno. Wkładaj ręce do miski. Nie
powiem ani słowa o Johnie Rileyu, jeżeli nie będziesz miesić ciasta.
- Już to robię, tylko mów dalej.
- Wyglądał jak zbity szczeniak, kiedy tu przyjechał. Cały wystrojony i
w wielkim samochodzie, to prawda, ale oczy miał martwe. I mówił niewiele.
Tylko tak albo nie i jeszcze jak się masz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]