[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wolał kobiety o bujnych kształtach, umiejące kusić
i podniecać, w pełni świadome swojej zmysłowości.
Portia Lanchester była inna. Wiedział o tym od
pierwszej chwili, gdy padło na nią jego spojrzenie.
Wydawała się taka nieobecna. Tak całkowicie nie
świadoma wlepionych w nią męskich oczu.
Oprócz jego oczu.
Znów nawiedziło go wspomnienie momentu, gdy
uświadomiła sobie, że na nią patrzy, i rozpoznała jego
pożądanie.
Przez ten króciutki moment pozwoliła mu na
siebie patrzeć, a potem znów przybrała lodowatą
minę i wyrzuciła go ze swojej świadomości.
Nie wzbudziło to jego irytacji. Przeciwnie, zainte
resowało go. Gdyby odpowiedziała na jego spojrze
nie z satysfakcjÄ…, tak jak inne kobiety, szybko by siÄ™
znudził.
60 JULIA JAMES
Ale swoją obojętnością Portia Lanchester sprawi
ła, że tym bardziej jej pragnął.
I będzie ją miał.
Jednak teraz ucieknie się do innych środków. Aż
do tamtej sceny przed hotelem oblegał ją z nieskoń
czoną cierpliwością. Smakował każdą chwilę, wy
trwale obalał jej tarcze obronne, jedną po drugiej, aż
przyszłaby taka chwila, kiedy w końcu spełniłaby
jego pragnienia, a i ona sama napiłaby się z niewysy-
chającego zródła rozkoszy, do którego by ją przy
prowadził.
Ale w chwili, gdy zwróciła się przeciw niemu,
obrzuciła go pełnymi pogardy słowami, cierpliwość
stała się niepotrzebnym zbytkiem. Już nie będzie
traktował jej delikatnie, nie będzie miał względu na
jej opór przed tym, by rozpalił w niej namiętność,
która - był o tym absolutnie przekonany - płonęła
gdzieś głęboko w niej. Teraz musi jedynie wywrzeć
presję, na którą zareaguje, presję, która zmusi ją do
zrobienia tego, co robi każda kobieta jej pokroju.
Zmusi ją do obrony jej własności.
W ten sposób ją zdobędzie. Nie przeciw jej woli.
Bo ona mu ulegnie, przyjmie umowę, którą jej za
proponuje, umowę, dzięki której zachowa swoją włas
ność, rzecz najbardziej cenną dla tego rodzaju kobiet.
I zgodzi się. Och - o wiele więcej niż tylko się
zgodzi! - na rozkosz, jakÄ… znajdzie przy nim. A ta
rozkosz uciszy jego gniew.
- Twój brat siedzi po szyję w długach, a nie ma
pieniędzy, by je spłacić - powiedział. - Więc wy
stawił Salton jako zabezpieczenie.
LATYNOSKI KOCHANEK 61
Te słowa padły z zabójczą mocą. Usłyszała je, ale
nie przyjęła do wiadomości. Przez długą, przeciąga
jącą się chwilę po prostu siedziała nieruchomo, jakby
całą ją pokrył lód.
Do jej świadomości doszły jedynie trzy słowa:
dług, Salton, zabezpieczenie.
- Nie... -wyszeptała ledwo słyszalnie. Ale Diego
usłyszał. Gdy się odezwał, jego głos ciął bezlitośnie:
- Loring Lanchester może posłużyć za wzór, jak
nie należy inwestować. Tonie szybciej niż kamień
rzucony do wody. Twój brat nie ma żadnej szansy, by
wypłynąć na czyste wody. Oddał Salton jako zabez
pieczenie, bo nikt by już za niego nie poręczył. Ale
nawet ta posiadłość nie wystarczy. Salton przepad
nie, tak samo jak bank.
Popatrzyła na niego. W jego czarnych jak ob
sydian oczach nie znalazła żadnego uczucia. Mogły
być oczami jakiegoś azteckiego posągu - obojętne,
bez wyrazu.
Próbowała zebrać myśli. Zdała sobie sprawę, że
wstała, ale nie zrobiła tego świadomie. I ciągle musiała
patrzeć w te oczy, w te czarne, obojętne oczy.
Powiedział coś tak absurdalnego, tak niedorzecz
nego, że nie potrafiła znalezć słów, by mu zaprze
czyć. W końcu zaczęła mu tłumaczyć jak dziecku.
- Panie Saez, pan przywykł do tego, że w Amery
ce Południowej gospodarka jest wyjątkowo niestabil
na. Banki upadają, a pieniądz potrafi przez noc cał
kowicie stracić wartość. Ale musi pan zdać sobie
sprawę, że tutaj, w Anglii, sprawy mają się całkiem
inaczej. Loring Lanchester ma za sobą półtora wieku
62 JULIA JAMES
historii i jest bardzo ceniony w City. Taki bank nie
może popaść w kłopoty. Jest jednym z najpewniej
szych...
- Loring Lanchester zbankrutował - przerwał jej
Diego brutalnie.
Te słowa ugodziły Portię jak nożem. Poczuła
strach, podstępnie opanowujący ją strach. Odepchnę
Å‚a go od siebie.
- Panie Saez, sądzę, że pan po prostu nie rozumie,
jak prowadzi siÄ™ interesy w moim kraju! - Lekko
podniosła głos, jeszcze mocniej zacisnęła ręce na
swetrze.
Jego twarz pozostała nieruchoma. Z jakiegoś po
wodu to wzmogło jej strach.
- Może i tak- zgodził się. - Ale jedno rozumiem:
gdy bank udziela tylu pożyczek bez żadnego zabez
pieczenia i gwarancji spłaty, kończy się to bankruc
twem. Loring Lanchester właśnie tak postępował.
Pani brat podjął serię bardzo złych decyzji i teraz ma
portfolio pożyczek, które nigdy nie zostaną spłacone.
Pożyczał pieniądze banku na najbardziej ryzykowne
inwestycje, o których z góry było wiadomo, że nigdy
nie przyniosą zysku. Pożyczki szły do Europy
Wschodniej, Afryki, republik bananowych, których
nazwy nikt nawet nigdy nie słyszał! Nigdy nie odzys
ka tych pieniędzy. A nie ma żadnych dochodów, by
chociażby móc zacząć pokrywać straty! Lepsze banki
upadały przez ostatnie dwa lata recesji. Pani brat
biegał po całym City w poszukiwaniu gotówki, ale
nikt by nie zaryzykował dla niego swoich pieniędzy.
Nikt! Straci wszystko, Å‚Ä…cznie z Salton.
LATYNOSKI KOCHANEK 63
Kręciło jej się w głowie, jakby porwał ją huragan.
- Salton to prywatna własność Toma! Nie wcho
dzi w skład majątku banku!
Spojrzał na nią szyderczo.
- Nie słuchała mnie pani, prawda? On już wy
stawił Salton jako zabezpieczenie długów. I Salton
przepadnie razem z całą resztą. Dom i posiadłość to
jego jedyne solidne aktywa!
Pokręciła głową. W jej umyśle zaległa mgła. Die
go Saez kłamie. To nie może być prawda!
Musi odejść. Znalezć Toma. Niech jej powie, że to
wszystko nieprawda. %7łe ten okropny człowiek po
prostu opowiada jej kłamstwa, podłe, wstrętne kłam
stwa.
Zaczęła iść w kierunku domu. Diego chwycił ją za
ramiÄ™.
- Portio, już ci mówiłem. Ucieczka nic ci nie da.
Był za blisko. Owiał ją jego zapach, zrobiło jej się
niedobrze. Spróbowała się uwolnić, ale nie miała siły.
- Ucieczka nic ci nie da - powtórzył.
Czuła jego oddech na karku. Chwycił ją za drugie
ramię. Była uwięziona, ale uchylała się, jak mogła.
- I nie ma powodu do paniki. Twój brat znalazł
szlachetnego rycerza. Bank jest bezpieczny. - Za
milkł na chwilę. - Salton jest bezpieczne.
Powinna odczuć ulgę, ale tak się nie stało. Znów
porwał ją huragan.
- Jak to... kto? - zdołała wyjąkać.
Ale znała odpowiedz, zanim się odezwał.
Wyczytała ją w jego uśmiechu.
Odwrócił ją tak, by móc na nią patrzeć.
64 JULIA JAMES
- Portio, jak ci siÄ™ wydaje? Dlaczego tu jestem?
Dlaczego twój brat mnie tu zaprosił? - Spojrzał na
nią, rozkoszując się tą chwilą. - On myśli, że go
uratujÄ™.
Czas się zatrzymał, świat znieruchomiał. Chyba
nawet jej serce przestało bić.
- A zrobisz to? - wyszeptała.
Właściwie po co pytała? Przecież wiedziała, dob
ry Boże, wiedziała, co on odpowie. Bo po co innego
Diego Saez by tu przyjechał i mówił jej, że jej świat
właśnie legł w gruzach?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]