[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozbawiać odwagi, Molly najchętniej by się odwróciła, nie mogła jednak sobie na to
pozwolić. Powstrzymywały ją przerażenie i chorobliwa fascynacja oraz poczucie, że
zbliża się do ważnego odkrycia, podobne do tego, jakie ogarnęło ją tuż po spotkaniu
z Renderem w restauracji. Miała przed sobą żywą śmierć i martwe życie. Chory nowy
porządek świata, narzucony przez władców z dalekiej planety, mroczne cuda, które
obrażały, fascynowały, mdliły i rzucały urok.
Nagle twarz księdza się rozpadła, jakby jego rysy i kości twarzy były tylko delikatną
fasadą  nawet nie fasadą, a jedynie iluzją. To, co pod nią tkwiło, wystrzeliło na
zewnątrz i pod szopą siwych włosów pojawiła się splątana masa ciemnoczerwonych
macek, najeżona czymś, co wyglądało jak piętnasto-i dwudziestocentymetrowe kolce
albo żądła, a wszystko to wiło się i straszyło, tworząc coś, co powinno mieszkać w
dziesiątym kręgu piekła, gdyby Dante stworzył więcej niż dziewięć poziomów.
Po krzyżowych sklepieniach popędziły za sobą gwałtowne echa wystrzału, zatrzęsły
świętymi i aniołami na witrażach.
Trafiony w pierś zakażony trup został gwałtownie rzucony do tyłu i huknął o
podłogę. Jego stopa kopnęła kielich mszalny, który potoczył się i zatrzymał na
skłębionym antepedium.
Coś, co zamieszkiwało ciało ojca Dana, nie zamierzało jednak dać się pokonać za
pomocą śrutu. Ręce trupa zamachały, odrzuciły zasłonę ołtarza i martwy ksiądz
wstał.
Chwyt dłoni Molly na rękojeści pistoletu z każdą chwilą słabł. Nawet pełen
magazynek dziewięciomilimetrowych pocisków dum-dum, wystrzelonych prosto w
cel z niewielkiej odległości, mógł nie
powstrzymać tego opanowanego przez duchy trupa, jeżeli duchem była odporna na
wszystko forma życia, bardziej roślinna niż zwierzęca.
Cały czas poruszali się w świetle latarek i szusach cieni. Ale zanim zdążyli zrobić
więcej niż dwa kroki, podłoga zadygotała gwałtownie, wybrzuszyła się, pękła i
otworzyła się.
Molly potknęła się i o mało nie upadła.
Poszarpane deski między prowadzącym grupę Neilem a dryblasem za nim
wystrzeliły w bukiecie drzazg.
Z piwnicy buchnął odór i wraz z nim w dygoczących promieniach latarek pojawił się
stwór.
Robal, pomyślała Molly.
W tak słabym świetle nie wszystko było widać. Owadopodobny. Ogromny.
Polerowany pancerz. Rogi jak u żuka. Groznie poszarpane żuchwy. Opancerzony
brzuch. Pierwsza para nóg nie do chodzenia, a do chwytania. Składające się z wielu
elementów oczy, niesamowite i jarzące się. Paszcza, która mogła stanąć w zawody z
rekinią.
Masywny mężczyzna krzyknął, został porwany z podłogi i wciągnięty do piwnicy.
Stwór zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Wyłamanie podłogi i gwałtowne kopnięcia porwanego przez stwora mężczyzny
sprawiły, że ogarnęła ich panika i piątka dzieci przewróciła się  tak nieszczęśliwie,
że dziewczynka o kasztanowych włosach wpadła do dziury. Złapała się jednak
obydwiema rękami za deskę i zawisła z nogami w piwnicy.
Z ciemności pod nią dochodziły jęki torturowanego mężczyzny, błagającego o łaskę
śmierci, nie został bowiem zabity i wyssany od razu, lecz cierpiał męki, o których
lepiej było nie myśleć.
40
Tajemnica zła tkwi zbyt głęboko, aby mogło ją rozświetlić światło rozsądku, ale
podobnie jak podpiwniczenie kościoła, niewiele głębsze niż cztery metry, była dla
Molly tak doskonałą czernią jak bezgwiezdna otchłań za najdalszym krańcem
wszechświata.
Zanim mężczyzna został wciągnięty do podziemnej krypty, wypuścił z rak latarkę
Neila. Potoczyła się pod ścianę i świeciła teraz w kierunku zakrystii, odrobinę
rozpraszając mrok.
Molly nie miała odwagi poświecić bezpośrednio w dziurę, aby nie pobudzić stwora,
który stamtąd wyskoczył  ani innych. Rzuciła latarkę wysokiemu chudzielcowi i
kazała mu oświetlać okolicę, by Neil mógł widzieć wszelkie zagrożenia, które 
choćby tylko na chwilę  dałoby się zatrzymać strzałem ze strzelby.
Potem uklękła obok otworu o poszarpanych brzegach i złapała wiszącą
dziewczynkę za ręce.
Ale nawet dolatujące z dołu przerażające krzyki nie zmusiły małej do oddania się w
ręce próbującej ją uratować kobiety. Nie zamierzała puścić strzaskanej deski.
 Puść, wyciągnę cię, wyjmę cię z tej dziury  przekonywała ją Molly.
Oczy dziewczynki, w zrenicach których były trzy paski zieleni -jabłkowa, jadeitowa i
seledynowa  patrzyły błagalnie. Chciała być uratowana, ale nie ufała Molly.
Molly szukała czegoś, co przełamie tę nieufność.
 Skarbie, jak masz na imię?
Z dołu dolatywały dygoczące, powoli słabnące jęki wciągniętego do krypty
człowieka, potem nastąpiła szybka kadencja uderzeń i mokry ssący odgłos  a
towarzyszył temu lodowaty szept tysiąca głodnych głosów.
Dziewczynka zaczęła chlipać z przerażenia.
Jej bracia pochylili się nad nią. Molly kazała im odejść, ale jeden z chłopców
próbował nakłonić siostrę do puszczenia deski.
 Bethany, ona chce ci pomóc. Daj sobie pomóc.
Najwyrazniej stwór, noszący cielesną powłokę martwego księdza, wstał, bo rozległ
się kolejny wystrzał ze strzelby.
Przekrzykując echa odbijające się od sklepień i witraży, Neil zawołał do żony:
 Pospiesz się!
 Bethany, puść deskę  powtórzyła Molly.
Kolejny wystrzał świadczył o tym, że truchło księdza nie jest jedynym zagrożeniem.
Molly udało się przechwycić spojrzenie dziewczynki i nie mogła się odwrócić, aby
sprawdzić, co im zagraża.
 Bethany, zaufaj mi. Jestem gotowa umrzeć dla ciebie. Jeśli spadniesz, wskoczę za
tobą. Zaufaj mi  powiedziała z całą żarliwością, jaką była w stanie zawrzeć w swoim
głosie.
Za plecami Molly pojawiła się żółtawa łuna  były to wgryzające się w drewno
płomienie. Toczące się po podłodze świece musiały znalezć coś łatwo palnego.
 Zaufaj mi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •